Tytuł: Na ostrzu skalpela. 50
lat z życia chirurga
Autor: Robert T. Morris
Przekład: Róża Centnerszwerowa
Wydawnictwo: Wydawnictwo Replika
Ilość stron: 445
„Dzisiejsi chirurgowie ze swoimi
wysterylizowanymi kitlami, czepcami i maskami na twarz, z gumowymi
rękawiczkami, wysterylizowaną gazą zamiast gąbek i niezłomnymi zakazami
dotykania czegokolwiek niewysterylizowanego w Sali operacyjnej nie mogą
wyobrazić sobie czasu, kiedy podobne rzeczy były nowością”
Bardzo często sięgam po
książki, które dotyczą historii medycyny czy też opisują losy lekarzy w danej
dziedzinie. Chętnie przeczytałam „Stulecie chirurgów”, „Ginekologów”,
„Szarlatanów”, dlatego nie mogłam przejść obojętnie obok książki „Na ostrzu
skalpela. 50 lat z życia chirurga”.
Autor – Robert T.
Morris, jak możemy przeczytać, urodził się w 1857 roku. Po zdobyciu dyplomu
zaczął pracę jako miejscowy lekarz w szpitalu Bellevue, a następnie otworzył
prywatną praktykę. Morris był lekarzem, który nie bał się nowych rzeczy,
przeprowadzał doświadczenia, ciągle się uczył. Wszystko to prowadziło to
zmniejszania liczby zgonów podczas operacji, a także wprowadzania nowatorskich
zabiegów chirurgicznych.
Autor w swojej książce
przedstawia, jak zmieniało się podejście do medycyny i leczenia pacjentów na
przestrzeni 50 lat. Opisuje poświęcenie lekarzy, którzy rzadko dostawali za
swoją pracę wynagrodzenie. Pokazuje podejście ludzi medycyny do zmian, które
były nieuniknione. Bardzo często lekarze nie chcieli wyzbyć się starej nauki na
rzecz nowej wiedzy, byli oporni, potrzeba było dużo czasu, aby dana metoda
leczenia czy zabiegów chirurgicznych została wprowadzona do użytku. Lekarz,
który odważył się głosić coś nowego, musiał liczyć się z wykluczeniem ze
środowiska medycznego, przynajmniej na jakiś czas.
„Na całym świecie, jak długi i szeroki,
sam wyraz „szpital” nasuwał wizję zarazy i obłędu. Niewielu ludzi decydowało
się iść dobrowolnie do podobnego zakładu, chociażby nawet był on jak najlepiej
wyposażony do czynienia zadość codziennej rutynie szpitalnej”.
„Na ostrzu skalpela”
dokładnie opisuje wygląd szpitali, zabiegów chirurgicznych, które nie wyglądały
tak jak obecnie. Dzięki historii autora jesteśmy świadkami, jak zmieniały się
szpitale, jak wyglądało tworzenie przychodni, które w tamtych czasach tak się
nie nazywały.
Robert Morris opisuje
swoje własne doświadczenia jako lekarza, pokazuje wszystkie „kolory” tego
zawodu. Nie zawsze jest przyjemnie, a jak chce być się pionierem w jakieś
dziedzinie należy liczyć się z ludźmi, którzy nie zawsze będą nastawieni przyjaźnie
do proponowanych zmian.
„Na ostrzu skalpela”
dobrze się czyta, ale nie ma zachwytów „oh i ah”. Nie dowiedziałam się z niej
niczego więcej, niż z wcześniejszych książek opisujących historię medycyny.
Powiem szczerze, że liczyłam na więcej opisów przypadków chorobowych, zabiegów
operacyjnych i się zawiodłam. Tego było, jak dla mnie, za mało. Za dużo
natomiast, dla mnie, historii medycyny. Jak wcześniej wspomniałam, nie zmienia
to faktu, że książkę czyta się przyjemnie i szybko, chociaż jest w niej niewiele
dialogów. Powoduje to sposób pisania autora, lekki, nie przesadza z ilością
określeń medycznych, a gdzie nie gdzie trafi się dowcipna anegdota.
Jeżeli ktoś wcześniej
nie czytał żadnych książek związanych z historią medycyny to może być to dobra
książka na to, by, w pigułce, się z nią zapoznać, a dla tych co już czytali
inne pozycje - będzie to tylko przypomnienie.
Moja ocena 6/10.
Comments
Post a Comment