"Czarnobylska modlitwa" Swietłana Aleksijewicz




Tytuł: Czarnobylska modlitwa
Autor: Swietłana Aleksijewicz
Wydawnictwo : Wydawnictwo Czarne
Przekład: Jerzy Czech
Ilość stron: 281

„(…) Nie wiem, czy chcę jeszcze raz się z panią spotkać…Mam wrażenie, że pani przygląda mi się tak samo jak on. Po prostu obserwuje. Zapamiętuje. Jesteśmy przedmiotem jakiegoś eksperymentu. Wszystkich ciekawimy. Nie mogę uwolnić się od tego uczucia…Anie wie pani, za co ten grzech? Grzech rodzenia dzieci…Przecież niczemu nie jestem winna. Czyż to moja wina, że chcę być szczęśliwa?”

Nie ma osoby, która nie słyszałaby o katastrofie w Czarnobylu. Jedni wiedzą więcej, inni mniej, ale każdy coś o tym słyszał. W ostatnim czasie na rynku wydawniczym pojawiło się wiele pozycji dotyczących tego miejsca i tamtych zdarzeń. Wybrałam „Czarnobylską modlitwę”. Do przeczytania tej książki w pewien sposób przyczyniło się obejrzanie serialu HBO - „Czarnobyl”. 
„Czarnobylska modlitwa” nie jest łatwą ani przyjemną lekturą. Aby móc ją przeczytać trzeba mieć silne nerwy, a emocje trzymać na „wodzy”. Autorka dociera do różnych osób, między innymi do żony strażaka, który był na miejscu katastrofy, do ludzi mieszkających nielegalnie w strefie, do nauczycieli, do matki, która urodziła niepełnosprawną córkę (nie ma żadnego otworu w ciele tzn. pochwy, odbytu).
Każda z tych historii chwyta za serce, powoduje łzy w oczach. Co innego jak zna się fakty historyczne, a co innego jak czyta się o prawdziwych losach ludzi, którzy ze skutkami katastrofy muszą żyć do dnia dzisiejszego. Wiele z elementów znajdujących się w książce można odnaleźć także we wspomnianym wcześniej serialu - chociażby wspomnienia żony strażaka, zabijanie, przez myśliwych, zwierząt domowych. Wzmaga to jeszcze bardziej odbiór książki, ma się przed oczami sceny z serialu.
Autorka poprzez poszczególne historię daje nam pewien obraz tego jak wyglądało i wygląda życie po katastrofie. Nic nie jest już takie samo. Ludzie, którzy byli bezpośrednio przy katastrofie, pomagali przy czyszczeniu ziemi i ewakuacji opowiadają, jak wyglądało to od środka. Brak jakichkolwiek konkretnych informacji, bardzo często mówiono im, że jadą na zwykłe ćwiczenia. Każdy z nich nie zastanawiał się nad późniejszymi konsekwencjami, szli pomagać, bo tak trzeba było zrobić, tak byli nauczeni. To, że dostali dodatkową premię to taki bonus, który pozwoli im po powrocie lepiej żyć. Tylko często nie mieli do czego wracać.  Mężczyźni pracujący przy usuwaniu skutków katastrofy bardzo często mieli problemy z życiem seksualnym. Jednak żaden głośno nie chciał się do tego przyznać. Udawali po prostu że tematu nie ma, często skazując się na samotne życie.
Poznajemy też losy osób, które mieszkają nielegalnie w strefie czarnobylskiej. Bardzo często w jednej wsi mieszka jedna osoba, do której bardzo rzadko ktoś przychodzi. Najczęściej są to patrole policji, które sprawdzają jak się czuję i dowożą jedzenie. Ludzie Ci wolą tam żyć niż zostawić swój dobytek. Próbując oswoić się ze skutkami katastrofy.

„Ludzi ze wsi zawsze najbardziej żal, bo ucierpieli niewinnie, jak dzieci. Przecież to nie chłop wymyślił Czarnobyl, związek chłopa z naturą oparty jest nie na podboju, ale na wzajemnym zaufaniu, tak jak przed stu laty, przed tysiącem. Jak w Bożym zamyśle…Chłopi nie rozumieli więc, co się stało. Uczonym, każdemu wykształconemu człowiekowi chcieli wierzyć jak księdzu. A słyszeli „Wszystko w  porządku. Nic strasznego. Tylko myjcie ręce przed jedzeniem”.

Swoje historie opowiadają też ludzie, którzy zostali ewakuowani. Bardzo często byli izolowani z  przypięta łatką „Ci z Czarnobyla”. Ludzie się do nich nie zbliżali, a dzieci nie chcą się bawić z tymi dziećmi, tymi z Czarnobyla. Kobiety bały się rodzić dzieci, żeby nie urodzić dziecka niepełnosprawnego, czy całkowicie zniekształconego, w końcu tyle nasłuchały się na ten temat. Ponoszą konsekwencję, chociaż nic nie zrobili. Autorka opisuje, że ten stan rzeczy trwał niemal dwadzieścia lat.

„Świat się podzielił: my z Czarnobyla i oni, cała reszta ludzi. Zauważyła pani? U nas tu się nie podkreśla: jestem z Białorusinem, Ukraińcem, Rosjaninem….Wszyscy mówią o sobie, że są z Czarnobyla. „Jesteśmy z Czarnobyla” ”Jestem człowiekiem czarnobylskim”. Jakbyśmy byli jakimś odrębnym plemieniem…Nowym narodem…”

Historie z tej książki można przytaczać i opisywać, każda jest wyjątkowa, niepowtarzalna i bardzo emocjonalna.
„Czarnobylska modlitwa” otwiera oczy. Nie skupiamy się tylko na katastrofie elektrowni jądrowej w Czarnobylu, ale także na poszczególnych jej ofiarach, które, nie ze swojej winny, cierpią przez błąd innych ludzi. Ponoszą konsekwencje, chociaż nie przyczynili się niczego. Najgorsze jest to, że władze w żaden sposób nie chcą pomóc tym ludziom. Udają, że tematu nie ma. Ludzie Ci pozostawieni są sami sobie. Muszą żyć z piętnem katastrofy Czarnobylskiej. Oprócz pokazania losów ludzi, autorka pokazuje też mentalność narodu rosyjskiego. Są obywatele, którzy bezgranicznie ufają władzy, nie ważne co zrobi, co powie, należy jej wierzyć. Gdy część obywateli próbowała wyjeżdżać,  ratować dzieci, część ludzi uważała, że sprzeciwiają się władzy. Woleli poświęcić swoje życie i życie swoich bliskich niż zrobić coś przeciwko władzy.

„ Wszyscy, którzy tam byli, ja także, mieliśmy takie wrażenie, że ta kobieta niepotrzebnie panikuje. Wytrąca nas z równowagi. Odbiera nam zaufanie do wszystkiego, czemu ufaliśmy. Trzeba czekać, dopóki nie powiedzą. Dopóki nie ogłoszą.”

„Czarnobylska modlitwa” nie skupia się na samej awarii, a na ludziach, którzy są najważniejsi w tej katastrofie. Dzięki książce możemy poznać relacje ludzi będących na miejscu i po prostu tam żyjących. Nie jest łatwo czytać o takich rzeczach, ale moim zdaniem warto. Poszerzamy swoją perspektywę, poznajemy inny punkt widzenia, możemy spróbować zrozumieć to co i jak się tam tak naprawdę działo.
Moja ocena 9/10.

Comments