Tytuł: Luonto
Autor: Melissa Darwood
Wydawnictwo: Wydawnictwo FILIA
Ilość stron: 315
Na książkę „Luonto”
natrafiłam przeglądając instagram. Zaciekawił mnie fakt, że autorka porusza
trudne tematy ekologiczne, co rzadko się zdarza. Możliwość jej przeczytania
miałam dzięki uczestnictwu w bookturze u @elizaartsoul.
Bohaterką jest
siedemnastoletnia Chloris, która podczas trzęsienia Ziemi zostaje przeniesiona,
przez mężczyznę imieniem Gratus, do krainy Luonto, będącej odpowiednikiem
biblijnej arki. Tam dziewczyna widzi zupełnie inny świat niż ten znany jej
dotychczas. Wszyscy żyją tam zgodnie z naturą, słuchają się jej i w nią nie
ingerują. Tam też dziewczyna dowiaduje się, że jest Nimfą i ma ważne zadanie do
wykonania na Ziemi. Musi powstrzymać budowę elektrowni jądrowej. Gradius nie
jest zwykłym chłopakiem, a Homanilem – potrafi przemienić się w orła. On też
tłumaczy Chloris, co czeka ludzi, którzy nie żyją zgodnie z naturą i za bardzo w
nią ingerują, przez co ją niszczą. Miedzy bohaterką a Gradiusem rodzi się
zakazane uczucie. Wszystko trwa do momentu przebudzenia Chloris, która budzi
się w rzeczywistym świecie i dowiaduje się prawdy. Ale czy to na pewno prawda?
Co jest prawdą a co kłamstwem? Kim naprawdę są wszyscy mieszkańcy krainy? Kim
jest sama Chloris? Dużo jest do wyjaśnienia.
Otrzymując książkę,
otrzymałam list, w którym poprzednia czytelniczka stwierdziła, że książka
wciąga i jeden wieczór wystarczy na jej pochłonięcie. Słowa okazały się prawdziwe. „Luonto” to niby dziwna książka,
ale w taki pozytywny sposób. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z takim
pomysłem, żeby poprzez metaforę pokazać współczesne problemy świata. Nie chodzi
mi tylko o kwestie ekologiczne, które są bardzo mocno podkreślane. Ale także o
relacje nastolatków z rodzicami, problemy z narkotykami i alkoholem. Próby nastolatków
na zwrócenia uwagi na swoją osobę. Szukanie przyjaciół dla których by coś
znaczyły.
Autorka pokazuje jak
niską pewność siebie mają współcześni nastolatkowie. Zwraca także uwagę na
rodziców, którzy zajęci są często pracą, nie mają czasu na prawdziwe kontakty z
dziećmi, nie poświęcają im dość uwagi. Można posunąć się do stwierdzenia, że
autorka demonstruje to, że wartość rodziny uległa znacznemu osłabieniu. Dzieci
szukając aprobaty w innym środowisku niż dom, są łatwym łupem dla ludzi, którzy
chcą ich wykorzystać do swoich celów. Oprócz rodziny ważna wartością jest
również środowisko. Poprzez stworzenie krainy Luonto autorka pokazuje też to na
co powinniśmy zwracać uwagę w naszym życiu, co powinniśmy robić, by pomóc matce
naturze. Jeżeli czegoś nie zrobimy, matka natura zacznie się nam
przeciwstawiać, a wtedy na pewno z nią nie wygramy.
Autorka stworzyła dwa
istniejące obok siebie światy: rzeczywisty
i fikcyjny. Czytając nie wie się co dzieje się naprawdę a co jest
fikcją. Obydwa światy przenikają i tworzą jedność. To jest coś niesamowitego,
gdyż ma się wrażenie, że to wszystko może się zdarzyć i być rzeczywistością.
Czyta się ją w jeden wieczór, pomysł na stworzenie ludzi, którzy poprzez silne
emocje zamieniają się w zwierzęta jest na pierwszy rzut oka śmieszny, jednak w
kwestii problemów ekologicznych jest przemyślany i wiele wyjaśnia. Wciąga od
pierwszych stron, pierw jest zabawnie, dopiero później nie ma się już z czego
śmiać, tylko trzeba popaść w refleksję.
Moja ocena 7/10.
Comments
Post a Comment